Do gospodarstw z uprawami papryki na południu Mazowsza wpłynie 150 mln zł mniej niż rok temu!

Na południu województwa mazowieckiego, w powiatach przysuskim, białobrzeskim i radomskim produkuje się większość polskiej papryki. Jednak problemy, które piętrzą się przed producentami mogą wkrótce zahamować do tej pory prężny rozwój tej gałęzi polskiego rolnictwa. – Uprawy papryki na południowym Mazowszu na pewno będą się zmieniały – uważa Paweł Myziak, właściciel firmy Euro-Papryka i członek Zrzeszenia Producentów Papryki RP.

W zgodzie z naturą, bez korporacyjności

Produkujemy 200 tys. ton papryki na naturalnych podłożach, w gruncie – to jest atut naszej papryki i coś co cechuje nasze uprawy warzyw ciepłolubnych, ale i południowe Mazowsze. Paprykę uprawiamy od ponad 40 lat w gospodarstwach między Pilicą a Górami Świętokrzyskimi. Najbliższe ośrodki przemysłowe oddalone są o 50, 100, 150 kilometrów. Nie ma tu czegoś takiego jak morze tuneli i szklarni, przeplatamy się z naturalnym środowiskiem. Największe gospodarstwa mają 3-4 ha – wyjaśnia Paweł Myziak.

Papryki produkowane w mazowieckim zagłębiu są uprawiane przy minimalnym wykorzystaniu środków ochrony roślin. Kolejnym atutem producentów papryki z tego regionu jest ich niska średnia wieku.

Cechuje nas największy odsetek młodych ludzi, którzy zostali przy produkcji rolnej. Te osoby przejęły gospodarstwa i chcą uprawiać paprykę, bakłażana, czy cukinię – mówi nasz rozmówca.

Region południowego Mazowsza to największe zagłębie od Berlina aż po Stambuł produkujące paprykę w typie California Wonder.

Rok bez wzrostu

Rok 2024 to pierwszy rok, w którym produkcja papryki będzie niższa niż w poprzednich latach.

Producenci uprawiają inne gatunki kosztem papryki, bo dziś kilogram papryki jest w rzeczywistości dla producenta tańszy niż one – tłumaczy Paweł Myziak.

Jednak czynników hamujących rozwój „Mazowieckiego Paprykowa” jest więcej. Wśród nich są rosnące koszty produkcji, ale główna determinanta rozwoju to brak rąk do pracy.

To daje się odczuć każdego dnia. Portale internetowe pełne są ogłoszeń „dam pracę”. W powiecie przysuskim, wiodącym producencie papryki wśród polskich powiatów, przy 18% rejestrowanym bezrobociu nie ma ludzi chętnych do pracy, mimo że koszt roboczogodziny w ciągu 5 ostatnich lat wzrósł o 100% – przyznaje Paweł Myziak. Dzisiaj na wielu stanowiskach urzędniczych zarabia się tak naprawdę mniej niż w naszej branży, pracując w rolnictwie, ale i tak chętnych nie ma, bo jest to ciężka praca – dodaje.

Region związany z tunelowymi uprawami papryki – okolice Potworowa

Niskie ceny, wysoka konkurencja

Choć koszty ponoszone przez producentów rosną, to nie przekłada się to na ceny, które mogą uzyskać za swoją paprykę. I to pomimo spadku tegorocznej produkcji, którą Paweł Myziak szacuje na około 150 tys. ton.

Producenci mają średnio o 1,5 zł niższe średnie ceny niż rok temu. Przy 150 tys. ton produkcji złotówka mniej za towar I klasy to jest o 150 mln zł mniej, które spłyną na nasz teren i w związku z tym to pogłębi kryzys, bo nie będziemy mogli rozpocząć tego procesu z wysokiego poziomu, jak to robiliśmy co roku – mówi.

Zagrożeniem dla producentów papryki jest także rosnąca konkurencja i trudniejszy dostęp do rynków zagranicznych. Wiąże się to z dbałością, którą wszystkie kraje zaczęły przykładać do swojego bezpieczeństwa żywnościowego, czyniąc w tym obszarze coraz większe inwestycje. Zmienia się także globalne rolnictwo idąc coraz bardziej w kierunku automatyzacji, oraz przyzwyczajenia konsumentów.  

Kupujemy mniej świeżych warzyw i owoców, nie robimy przetworów, częściej wybieramy dania gotowe. Sięgając po świeży produkt w sezonie, był on niemal na pewno z Polski, w daniu gotowym już niekoniecznie. Dlatego choć spożycie papryki wzrasta, to beneficjentami tego stanu niekoniecznie okazują się polscy producenci  – uważa Paweł Myziak.

W ofercie plantatorów z południowego Mazowsza pojawiają się również inne typy papryki

Potrzeba dobrej organizacji producentów i strategii

Jego zdaniem, producentom papryki i szerzej polskim rolnikom brakuje organizacji, poprzez które byliby w stanie kreować rynek. To stwarza warunki do działania większych, zagranicznych graczy. Okres 30 lat względnie swobodnego, ale i chaotycznego rozwoju w jego opinii już się kończy.

Podaje przykłady małych gospodarstw rolnych, które upadły, lub wycofały się z produkcji zwierzęcej, zbożowej i zadaje pytanie: – Dlaczego my mielibyśmy w obecnym stanie zostać? Dlaczego wszyscy inni przegrali, a my mamy wygrać?

Na przeciwległym biegunie są producenci rolni z Zachodu, którzy tworzą duże kooperatywy, organizacje i firmy zrzeszające tysiące osób. To pozwala im na walkę o swoje interesy i zapewnia widoczność na rynkach światowych. 

Dlatego aby zapobiec upadkowi małych gospodarstw ogrodniczych Paweł Myziak proponuje podjęcie starań o zdobycie dla mazowieckiej papryki znaku Chronionego Oznaczenia Geograficznego i opracowanie strategii rozwoju na kolejne 15-20 lat do przodu. Takie działania powinny uwzględniać wszystkie aspekty ekonomiczno-społeczne związane z produkcją papryki na południowym Mazowszu.

Działania w kierunku integracji producentów papryki i dbania o ich interesy podejmuje Zrzeszenie Producentów Papryki RP. Ta branżowa organizacja bierze udział w różnego rodzaju projektach i inicjatywach. Realizuje programy promocyjne, m.in. promując nazwę „Południowe Mazowsze” w odniesieniu do paprykowego zagłębia południowych powiatów województwa mazowieckiego.

– Na nasze miejsce już ktoś czeka. Ktoś kto ma długofalowe plany w stosunku do naszego rynku. Niebawem możemy mieć zmniejszone uprawy i utracony kolejny obszar rolnictwa. Opracujmy strategię, wybierzmy to, co jest u nas najlepsze, sięgajmy po środki promocyjne w Europie, bo rynek cały czas się zmienia. Jak my przestaniemy produkować, to nie oznacza, że polski konsument przestanie jeść paprykę. Dostarczy mu ją kto inny – podsumowuje Paweł Myziak.